Pi pi-pi-pizza pi-pi pi-zza! Pi-pi-pi pizza pi-pi-pi pizza!

Pizza

na którą nie musisz k@#$% czekać

Przede wszystkim zacznijmy od filmika cudownego kucharza i twórcy, Food Emperora (tł. Jedzeniowego Imperatora):



Nie przejmuj się jego plagawym słownictwem i manierami, bo rzeczy, których nauczysz się na jego kanale są nieocenione, więc jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, a obchodzi cię jedzenie, to czym prędzej powinieneś subskrybować.

Mi materiał ów dał inspirację, czy bardziej wiedzę, że w ogóle coś takiego da się zrobić. Cała reszta jest raczej self-explainatory i może posłużyć raczej jako transkrypcja i skrót tego, co dzieje się na ekranie, bo ile można klikać w ekran i cofać, jak się jest ufajdanym ciastem (nie, nie mam tego dynksa do tegowania masy).

Ciasto (dwie porcje):


Gnieść 15 minut, aż się zrobi. Podzielić na 2 i zrobić piłeczki. Zmoczyć szmatkę, przykryć, żeby nie wyschło i zostawić na 10 minut.
A w międzyczasie sos.



Pewna rzecz została tu podkreślona. Mąka. Niby oczywiste, że jak pisze wysokobiałkowej, to ona na pewno musi być wysokobiałkowa. Nie że wezmę sobie coś takiego, co niby miało być do pizzy:



...ale jednak nie było, ale nie wiedziałam, bo po przepuszczeniu przez Google Translator na aplikacji były jakieś mądre rzeczy o pełnym ziarnie i żywieniu się tą mąką przez ludy pierwotne od tysiąców lat. Nie. Nie było. Dlatego trzon tego przepisy, czyli finałowe badziewnej jakości zdjęcia zmuszona jestem dodać po drugiej próbie, bo - dajcie spokój - ja tu nie po to dodaję drożdże, żeby publikować tartę na kruchym spodzie!

O właśnie, tu mała dygresja o drożdżach. Akurat nie miałam w proszku. Ale - na tej stronie napisali, że jedno z drugim można bez oporów zamieniać, pod warunkiem, że tych żywych damy czterokrotnie więcej:



Więc jeśli Wy też wcześniej nie wiedzieliście, to tak, można. (Nie żebym wiedziała, zanim je kupiłam, he.)

Ale sos to co innego. Sos zawsze mi się udaje!

Sos:

Sok z pomidorów wymieszaj z przyprawami i gotuj koło 15 minut. Potem wlej do pomidorów i zrób, żeby się rozpadły.



Choć oczywiście ja nie mogę tego zrobić jak normalny człowiek. Ja muszę zapomnieć o potrzebie posiadania koncentratu pomidorowego (no co, praktycznie nie gotuję zup, a do sosów nie są potrzebne) i cebuli w proszku (po co mi cebula w proszku?!), za to miałam w lodówce nadmiarową resztkę passaty czy innego pesto, no i oczywiście zapas swoich własnych sosów w słoikach.



Tak więc efekt nie był tak widowiskowy, ale za to jaki smaczny!



No i zakończenie, nad którym ja będę musiała jeszcze popracować z lepszą mąką:

Rozwałkować ciasto między dwoma papierami do pieczenia polanymi olejem. Zostawić z tym papierem na 20 minut.
Obłożyć mięsem, serem i do pieca na 10 minut.


...aczkolwiek wprawę w robieniu nadzienia już mam!



(Mam nadzieję, że pozostałe w opakowaniu drożdże nie zdechną do następnej próby.)





sfj slkjfls jljs